
Lekarz spogląda na Zeynep z łagodnym uśmiechem, jakby chciał ukoić napięcie wiszące w powietrzu.
– Wszystko jest w porządku – oznajmia spokojnie. – Wyniki są stabilne, nie ma powodów do niepokoju.
Kamera zatrzymuje się na twarzy Songul. Jej wzrok tężeje, a oczy rozszerzają się z niedowierzania. Za fasadą spokoju buzują w niej gniew i konsternacja.
– Jak to możliwe? – cedzi w myślach z trudem. – Ta trucizna była silna. Starannie przygotowana. Miała zadziałać bezbłędnie. Ona powinna była stracić dziecko…
– Dzięki Bogu – wzdycha Tulay, ujmując dłoń córki. – Teraz musisz już tylko bardziej na siebie uważać, moje dziecko.
– Gdy kroplówka się skończy, będzie można panią wypisać – dodaje lekarz. – Proszę jednak, by poza małżonkiem nikt nie przebywał w sali. Zeynep potrzebuje odpoczynku.
Zebrani w milczeniu kiwają głowami. Lekarz odchodzi.
– Może to wszystko przez ten dym z grilla? – podsuwa Gulhan niepewnie. – Wiesz, czasem wystarczy chwila, by się czymś zatruć.
– Może… – odpowiada cicho Zeynep, choć w jej głosie brzmi wyraźna rezerwa.
– Siostro, wracajcie do rezydencji. Ja zostanę z Zeynep – mówi Halil, zerkając na żonę.
– Dobrze. Nabieraj sił, kochanie – dodaje Gulhan ciepło, posyłając jej pokrzepiający uśmiech.
Kobiety wychodzą. Songul rzuca ostatnie spojrzenie w stronę Zeynep – chłodne, pełne napięcia – i opuszcza salę jako ostatnia.
Gdy drzwi się zamykają, Zeynep odwraca głowę w stronę męża. Jej spojrzenie jest twarde, gniewne.
– Przekupiłeś lekarza, tak? Żeby wszystkich przekonał, że ciąża istnieje? Brawo, Halil. To naprawdę w twoim stylu. Ile jeszcze osób wmieszasz w to kłamstwo? Cały świat ma ci wtórować?!
– Słyszałaś, co powiedział lekarz – odpowiada chłodno. – Najpierw musi spłynąć cała kroplówka. Potem możemy rozmawiać.
– Nie chcę tu z tobą być! – wybucha Zeynep. – Nie zniosę ani jednej minuty więcej!
Zrywa się, próbując wyrwać wenflon z ręki, ale Halil błyskawicznie łapie ją za nadgarstek i przytrzymuje.
– Zostajesz tu – mówi cicho, lecz stanowczo.
– Nie udawaj, że się o mnie troszczysz – cedzi przez zęby Zeynep. – Nie jesteś opiekunem. Jesteś tyranem. I dobrze wiesz, że to prawda.
Akcja przenosi się na komisariat. W półmroku surowego pokoju przesłuchań Eren siedzi po jednej stronie metalowego stołu, naprzeciwko funkcjonariusza o kamiennej twarzy i zimnym, oskarżycielskim spojrzeniu. Lampa zawieszona nad głowami rzuca ostre światło tylko na nich, potęgując napięcie.
– Od jak dawna znęcasz się nad swoją żoną? – pyta policjant, celowo powoli i z naciskiem na każde słowo.
Eren prostuje się w krześle, wstrząśnięty.
– Co takiego?! – protestuje gwałtownie. – Nigdy jej nie skrzywdziłem! Nawet przez myśl mi to nie przeszło!
– A jednak to właśnie ona zgłosiła, że padła ofiarą przemocy. – Głos policjanta staje się lodowaty. – Złożyła oficjalne zawiadomienie. Zadzwoniła na numer alarmowy. I podała twoje imię.
– To niemożliwe… – Eren przeciera twarz dłonią, z trudem łapiąc oddech. – Kocham ją. Jesteśmy małżeństwem od zaledwie kilku tygodni. Nie ma mowy o żadnej przemocy. Przysięgam, oddałbym za nią życie.
Funkcjonariusz uderza nagle pięścią w stół, sprawiając, że Eren aż drga.
– Dość tych banałów! – ryczy. – Widziałem już dziesiątki takich jak ty! Miły uśmiech na zewnątrz, a w domu piekło!
– Nie, nie! – Eren kręci głową, jego głos łamie się ze zdenerwowania. – Nie wie pan, co się naprawdę wydarzyło! To jakieś nieporozumienie… Ktoś musiał to zaaranżować! Może to była pomyłka, prowokacja… Błagam, proszę mi uwierzyć!
– Twoja żona zadzwoniła. Zgłosiła, że się nad nią znęcasz. Twierdzi, że boi się wracać do własnego domu. Myślisz, że to był żart?
– Nie… – Eren spuszcza wzrok. W jego oczach pojawia się cień rozpaczy. – Nie wiem, dlaczego to zrobiła. Ale wiem jedno: nigdy, nigdy jej nie skrzywdziłem.
W pomieszczeniu zapada ciężka cisza, przerywana jedynie tykaniem zegara zawieszonego na ścianie. Policjant wciąż patrzy na Erena z nieufnością, lecz teraz w jego oczach widać także cień niepewności. Jakby próbował rozstrzygnąć, czy ma przed sobą winnego, czy ofiarę manipulacji.
Główne biuro komisariatu. Chłodne światło jarzeniówek odbija się od metalowych szafek i surowych ścian. Selma siedzi spięta przy biurku, naprzeciwko dwójki funkcjonariuszy. Policjantka – o łagodnym spojrzeniu, ale stanowczej postawie – otwiera notes.
– Od jak dawna doświadcza pani przemocy, pani Selmo? – pyta spokojnie, pochylając się nieco do przodu.
Selma marszczy brwi, wyraźnie zaskoczona.
– Przemocy? Ja… Nie doświadczam żadnej przemocy – odpowiada cicho, zdezorientowana.
Policjantka wymienia krótkie spojrzenie z kolegą.
– A jednak to pani złożyła skargę przez oficjalną aplikację – mówi. – Poinformowała nas pani, że potrzebuje pomocy. Że boi się pani męża.
– Nie… To niemożliwe – Selma kręci głową. – Nigdy czegoś takiego nie zrobiłam. Mój mąż to dobry człowiek. Nigdy nie podniósł na mnie ręki. Nigdy mnie nie skrzywdził.
– Jesteś tego pewna? – wtrąca mężczyzna. – Czasami ofiary bronią swoich oprawców. Ze strachu albo z lojalności.
– Mówię prawdę – upiera się Selma. – Kochamy się. Bardzo. To musi być jakaś pomyłka… albo ktoś się pod mnie podszył.
Policjantka pochyla się jeszcze bardziej.
– A twoja dłoń? – wskazuje na oparzenie. – Skąd to poparzenie?
Selma spuszcza wzrok, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę z widocznej rany.
– To… Chciałam zrobić niespodziankę Erenowi. Pieczeń. Oparzyłam się przy wyciąganiu blachy. Przysięgam, to tylko wypadek.
– A jednak w twoim telefonie są wiadomości, które przeczą temu obrazowi szczęśliwego małżeństwa – odpowiada policjantka i naciska przycisk. Z głośnika rozlega się zarejestrowany, wściekły głos Erena:
– Znikniesz z jej życia, Feyyazie! Jeśli nie, zabiję cię!
Selma blednie. Na moment zaciska powieki, jakby chciała uciec od tamtych słów.
– Powiedz mi, Selmo – odzywa się drugi policjant. – Czy twój mąż często bywa tak agresywny? Tobie też groził? Dlatego teraz go bronisz?
– Nie… to nie tak – szepcze dziewczyna. – To było dawno, jeszcze zanim się pobraliśmy. Eren próbował mnie wtedy chronić przed kimś, kto mnie oszukał. To długa historia…
– Mamy czas – przerywa jej policjantka. – Możesz opowiedzieć ją nam. Albo zadzwonimy do twojej rodziny. Może oni rzucą na to więcej światła.
– Nie! – Selma niemal wstaje z krzesła. – Proszę, nie dzwońcie do nich. Moja mama… ona już i tak była przeciwna naszemu małżeństwu. Wzięliśmy ślub w tajemnicy. Dowiedziała się dopiero po wszystkim. Gdyby usłyszała o tej sytuacji, byłaby zdruzgotana.
– Czyli twoja matka wiedziała, że ten związek to błąd – mówi policjant, unosząc brwi. – Szkoda, że jej nie posłuchałaś.
– Nie… To nie tak… – Selma zaciska dłonie na kolanach. Głos jej drży, a oczy wypełniają się łzami.
– Twój mąż spędzi noc w areszcie – mówi policjantka, tym razem już bez cienia czułości w głosie. – Ty zostaniesz przeniesiona do bezpiecznego miejsca. Jutro trafisz do schroniska dla kobiet. Tam będziesz mogła zastanowić się, co dalej.
– Nie! – Selma wpada w panikę. – Proszę, nie róbcie tego! Wiem, że jesteście zatroskani, ale nie ma takiej potrzeby. Chcę wrócić do domu. Do męża.
– To niemożliwe – odpowiada twardo funkcjonariuszka. – Musimy cię chronić, nawet jeśli ty jeszcze nie rozumiesz, że grozi ci niebezpieczeństwo.
Selma zasłania twarz dłońmi, a z jej oczu wypływają ciche łzy. Kamera oddala się powoli, ukazując ją samotną w świetle zimnej lampy.
Świt leniwie zagląda przez zasłony rezydencji, zalewając sypialnię Zeynep ciepłym, mlecznym światłem. Dziewczyna powoli otwiera oczy, a pierwsze, co zauważa, to pustka wokół niej. Jej wzrok pada na sofę stojącą w rogu – miejsce, gdzie zwykle sypia Halil.
– Nie ma go… – szepcze do siebie, marszcząc brwi. – Gdzie on poszedł?
Zrzuca z siebie kołdrę i sięga po telefon leżący na szafce nocnej. Dwukrotnie stuka w ekran – wyświetlacz rozświetla się nagle.
– O Boże, jak już późno…
Z westchnieniem przeciera twarz dłonią i z ociąganiem wstaje z łóżka. Stąpa ostrożnie, jakby nie była jeszcze do końca pewna własnych sił. Rusza w stronę łazienki, ale w tym momencie drzwi uchylają się z cichym skrzypnięciem. Do środka wchodzi Tulay, niosąc tacę z herbatą i kilkoma kromkami chleba.
– Córko, dlaczego wstałaś? – pyta z delikatną, matczyną naganą w głosie.
Zeynep wzrusza ramionami, nieco obronnie.
– Przecież nic mi nie jest. Czuję się dobrze.
– Właśnie wróciłaś ze szpitala – przypomina łagodnie Tulay, podchodząc bliżej. – Powinnaś odpoczywać. Twoje ciało musi dojść do siebie.
– Ale przecież nie mogę przespać całego dnia… Jest już naprawdę późno – odpowiada Zeynep, próbując ukryć niepokój czający się w jej głosie.
– Zjedz coś, napij się herbaty i połóż się z powrotem – nalega Tulay, stawiając tacę na stoliku. – Jesteś w ciąży. Teraz nie możesz myśleć tylko o sobie. Musisz dbać o siebie… dla dziecka.
Zeynep spuszcza wzrok, a na jej twarzy pojawia się cień emocji – może to zmęczenie, może niepokój, a może coś głębszego, co skrzętnie skrywa przed światem. Przez chwilę milczy, wpatrzona w parującą filiżankę herbaty.
Halil krąży niespokojnie po szpitalnym korytarzu, jak drapieżnik uwięziony w klatce. W końcu podchodzi do recepcji, z determinacją malującą się na twarzy.
– Dzień dobry. Chciałbym porozmawiać z lekarzem, który wczoraj opiekował się moją żoną, Zeynep Firat. To pilne – mówi stanowczo, pochylając się nad ladą.
Recepcjonistka rzuca mu uprzejmy, lecz zdystansowany uśmiech. Przesuwa wzrokiem po ekranie komputera, stukając w klawiaturę długimi paznokciami.
– Niestety, panie Halilu, doktor jest dziś na urlopie – oznajmia tonem, który nie pozostawia miejsca na negocjacje.
– Na urlopie? Ale wczoraj powiedzieliście mi, że nie mogę się z nim zobaczyć, bo jest na sali operacyjnej.
Kobieta marszczy brwi i znów spogląda w ekran.
– Przykro mi, ale według dokumentacji wczoraj nie miał zaplanowanej żadnej operacji.
Halil milknie. W jego oczach pojawia się cień podejrzenia, ale nie daje po sobie poznać, co naprawdę myśli.
– Może źle zrozumiałem… – mruczy pod nosem, robiąc krok w tył.
Odchodzi od recepcji, wyciąga telefon i wybiera numer Hakana.
– Znajdź mi adres domowy lekarza, który wczoraj badał Zeynep – rzuca krótko, po czym bez słowa się rozłącza.
Przez chwilę stoi nieruchomo, zaciśnięte szczęki zdradzają wewnętrzne napięcie.
– Co tu się, do diabła, dzieje? – mruczy, patrząc w przestrzeń. – Kto i po co chciałby ukrywać, że Zeynep wcale nie jest w ciąży?
Popołudnie. Cienie drzew wydłużają się na wąskim chodniku, którym powoli zmierza lekarz. Trzyma w dłoni neseser, w drugiej kubek z kawą, jakby próbował dodać sobie energii po długim dniu.
Nagle jego drogę przecina Halil, pojawiając się jak znikąd. Zatrzymuje go jednym krokiem, bez żadnego uprzedzenia.
– Doktorze, musimy porozmawiać – mówi chłodno, a w jego głosie nie ma ani grama uprzejmości. To nie prośba – to żądanie.
Lekarz wzdryga się lekko, zaskoczony. Nerwowo poprawia kołnierzyk płaszcza.
– Przepraszam, ale miałem ciężki dzień… Naprawdę chciałbym już wrócić do domu.
Halil nie daje mu odejść. Kładzie mu dłoń na piersi, zatrzymując go w miejscu.
– Jesteś świadomy, że wprowadzanie pacjenta w błąd to poważne przestępstwo? – mówi lodowatym tonem. – Dlaczego powiedziałeś mojej żonie, że jest w ciąży?
Lekarz cofa się o krok, ale Halil natychmiast go przyciska. Obejmując go ramieniem, z łatwością spycha w kierunku ogrodzenia, przygważdżając go do metalowej siatki.
– Zacznę tracić cierpliwość – syczy Halil, zdejmując lekarzowi okulary jednym, pewnym ruchem. Patrzy mu prosto w oczy, przenikliwie, bez cienia litości. – Powiesz mi prawdę. Tu i teraz.
– D-dobrze… – stęka lekarz, oddychając ciężko. – Dobrze, powiem… To nie była moja decyzja. Ktoś poprosił mnie, żebym tak powiedział…
Halil nie mruga. Każdy mięsień w jego ciele jest napięty.
– Kto? Mów natychmiast, zanim przestanę być miły.
Halil wraca do rezydencji późnym popołudniem. Jego krok jest szybki, zdecydowany, a spojrzenie ciemne od gniewu, którego już nie próbuje ukrywać. Wchodzi do gabinetu i niemal natychmiast wzywa Tulay. Kobieta pojawia się po chwili, z pozornym spokojem zajmując miejsce naprzeciwko niego.
– Wiem wszystko – oznajmia Halil chłodno, nie bawiąc się we wstępy. – Rozmawiałem z lekarzem.
Tulay spina się na ułamek sekundy, lecz szybko odzyskuje rezon. Bierze głęboki oddech, splata dłonie na kolanach.
– Kiedy przypadkiem zobaczyłam wyniki badań krwi Zeynep, od razu zorientowałam się, że nie jest w ciąży – mówi tonem pozbawionym emocji, jakby tłumaczyła coś oczywistego. – Domyśliłam się, że i ty już o tym wiesz. A skoro tak, uznałam, że próbujecie coś ukryć. Nie chciałam dopuścić, by ta farsa trwała dalej. Porozmawiałam z lekarzem… To dawny przyjaciel naszej rodziny.
Halil nie spuszcza z niej wzroku ani na moment.
– Zeynep nie ma z tym nic wspólnego – mówi twardo. – Znalazła się w tej sytuacji przez przypadek. Chcieliśmy ci powiedzieć prawdę, czekaliśmy tylko na właściwy moment. Ale ty postanowiłaś nas uprzedzić… i tylko wszystko pogorszyłaś.
Wstaje powoli z fotela, obchodzi biurko i staje naprzeciwko Tulay. Jego postawa staje się bardziej dominująca, głos – groźnie spokojny.
– Będę z tobą szczery – mówi, nachylając się nad nią. – Twoje działania zaczynają niszczyć moje małżeństwo. Najpierw zatrułaś pole Zeynep, teraz spiskujesz z lekarzem za naszymi plecami. Wystarczy. Ostrzegam cię po raz pierwszy i ostatni.
Opiera dłonie na blacie biurka, jego ciało pochyla się w stronę Tulay. Jej plecy instynktownie cofają się w głąb fotela, jakby chciała się od niego oddalić. W jego spojrzeniu nie ma już ani cienia zięciowskiego szacunku – jest tylko chłodna determinacja.
– Jeśli jeszcze raz posuniesz się do czegoś takiego – kontynuuje lodowato – będę zmuszony wyrzucić cię z tej farmy. Bez względu na to, kim jesteś.
Za drzwiami gabinetu, ukryta w cieniu, przystanęła Songül. Słyszała każde słowo. Jej oczy zabłysły, a na twarzy rozlał się triumfalny uśmiech.
– Jeśli tylko pomogę pani Tulay popełnić kolejny błąd – szepcze do siebie z zadowoleniem – zostanie stąd wyrzucona. Zeynep zostanie sama, a wtedy będzie mi znacznie łatwiej się nią zająć.
Uśmiech Songül staje się szerszy, niemal drapieżny. W jej oczach tli się obietnica zemsty.
Zeynep podlewa młode drzewko w ogrodzie. Krople wody spływają po delikatnych listkach, jakby chłonęły jej słowa. Klęczy na wilgotnej ziemi, pochylona nad sadzonką, i mówi cicho, niemal szeptem, jakby powierzając ziemi swoje żale.
– Nie znasz Halila Firata – szepcze, zerkając na liście. – Nie wiesz, co mi zrobił. Wciągnął mnie w kłamstwo, w które sama przestałam wierzyć. Zmusił lekarza, by zmienił opinię. Przekreślił moje plany, podeptał wszystko, w co wierzyłam. Robi wszystko, żeby zniszczyć moje marzenia.
Zatrzymuje się na moment, przyciskając dłoń do serca.
– A gdyby to jego marzenia zostały zniszczone? Może wtedy wreszcie by zrozumiał, jak to boli.
Nagle za jej plecami rozlega się znajomy, mocny głos:
– Nie pozwolę nikomu zniszczyć moich marzeń.
Zeynep gwałtownie prostuje się, zaskoczona. Obraca się powoli i widzi Halila, który stoi kilka kroków dalej, z rękami w kieszeniach, wzrokiem utkwionym w niej.
Ponieważ moim jedynym marzeniem jesteś ty, Zeynep Fırat – dodaje w myślach, lecz jego usta milczą.
Podchodzi bliżej, jego twarz jest kamienna, a ton głosu chłodny:
– Pan Serdar i jego żona przyjdą dziś wieczorem na kolację, świętować naszą współpracę. Oczekuję, że zachowasz się tak, jak przystało żonie Halila Firata.
Zeynep prostuje się z dumą, unosząc podbródek.
– W mojej rodzinie od pokoleń uczy się szacunku wobec gości – odpowiada spokojnie, ale z wyraźną nutą sprzeciwu. – Nie potrzebuję twoich lekcji, jak traktować ludzi, którzy przychodzą do mojego domu.
Halil zbliża się jeszcze o krok, jego głos staje się niższy, bardziej stanowczy:
– Och, Zeynep… Uczyć cię trzeba wielu rzeczy. Cierpliwości. Odpowiedzialności. Tego, by nie uciekać od trudnych rozmów. I wreszcie – jak nie być upartą do granic możliwości. Mam nadzieję, że dziś przy kolacji nie dopiszesz kolejnej lekcji do tej listy.
Odwraca się i odchodzi bez słowa więcej. Zeynep zostaje sama. Patrzy za nim chwilę z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, po czym wraca do drzewka. Kuca powoli, jakby ciężar myśli był większy niż jej ciało. Kładzie dłoń na ziemi.
– Czasem marzenia trzeba zakopać, żeby z nich wyrosło coś nowego – mówi cicho. – Ale nie wiem, czy to jeszcze moje marzenia, czy tylko jego.
Podczas przesłuchania Kiymet ze spuszczoną głową przyznaje się do winy. Twierdzi, że przez przypadek wcisnęła przycisk alarmowy na telefonie synowej, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji. Eren zostaje zwolniony z aresztu, a Kiymet musi zapłacić grzywnę.
W kolejnej scenie cała trójka wraca do domu. Atmosfera w salonie jest gęsta jak burzowe powietrze. Eren i Selma nie mają pojęcia, że Kiymet wyznała prawdę. Są przekonani, że policja zrezygnowała z dalszego śledztwa z powodu braku dowodów.
Eren krąży po pokoju jak dzikie zwierzę uwięzione w klatce, z pięściami zaciśniętymi ze złości.
– Jeśli się dowiem, kto za tym stoi… – mówi przez zaciśnięte zęby – przysięgam, że sprawię, iż pożałuje dnia, w którym się urodził. To musiał być ktoś, kto nie potrafi znieść mojego szczęścia. Ktoś, kto nas nienawidzi.
Kiymet, stojąca nieco z boku, drży lekko. Kładzie dłonie na udach i stara się wyglądać spokojnie, choć serce wali jej jak młot.
– Synu, to już za tobą – rzuca cicho, łagodnym tonem, próbując zniechęcić go do dalszych poszukiwań. – Nie rozdrapuj tego, proszę cię. Najważniejsze, że jesteś w domu, bezpieczny.
Eren nie odpowiada, tylko patrzy przed siebie z mrocznym wyrazem twarzy.
– Nadal nie mogę w to uwierzyć – wtrąca się Selma, wciąż wzburzona. – Znaleźliśmy się na komisariacie jak przestępcy, zupełnie bez powodu! Ktoś musiał to zaplanować.
Eren natychmiast podchodzi do niej i ujmuje jej dłoń, ściskając ją z czułością.
– Wiem, kochanie. Przestraszyłaś się. Wiem, że to było dla ciebie trudne. Ale to już za nami. Obiecuję, że nikt nigdy więcej cię nie skrzywdzi.
Patrzy jej głęboko w oczy, a potem dodaje łagodnie:
– Idź na górę, odpocznij. Zaraz do ciebie dołączę. Musisz się zregenerować po tym wszystkim.
Selma skinieniem głowy zgadza się i odchodzi powoli po schodach. Gdy znika z pola widzenia, Eren obraca się do matki. Jego wzrok błądzi po jej twarzy z podejrzliwością, ale jeszcze nie łączy kropek. Kiymet odwraca spojrzenie, starając się ukryć niepokój, który rozlewa się w niej niczym trucizna.
Wieczór zapadał powoli, okrywając farmę aksamitnym półmrokiem. Powietrze niosło ze sobą zapach rozgrzanej ziemi i ciszę, którą przerywało jedynie ciche cykanie świerszczy. W pokoju, gdzie miękkie światło lampy tańczyło na ścianach, Zeynep stała przed lustrem. Jej odbicie przypominało obraz z innej epoki — pełen gracji, skupienia i delikatnej tajemnicy.
Na ramionach miała długą, czerwoną suknię, której głęboki odcień przywodził na myśl dojrzałe granaty lub aksamitne wino. Tkanina miękko opływała jej ciało, układając się z każdą zmianą pozycji jak żywa, a drobne plisowania poruszały się z wdziękiem, jakby oddychały w rytmie jej kroków. Talię podkreślała cienka wstążka z metalowymi końcówkami — subtelny, ale wymowny akcent kobiecości i stylu.
Zeynep sięgnęła po beżowe szpilki. Proste, eleganckie, dyskretne — ich kolor łagodził intensywność czerwieni, dodając całej stylizacji harmonii i spokoju. Nie konkurowały z suknią. Podkreślały ją.
W tym samym momencie w drzwiach stanął Halil. Na jego twarzy przez dłuższą chwilę malowało się czyste oszołomienie.
— Jak światło księżyca, które odbija się w tafli jeziora… — pomyślał. — Jesteś tak piękna, że aż boli.
Ich spojrzenia spotkały się i zawisły w powietrzu. Milczeli, jakby każde słowo mogło zakłócić delikatność tej chwili.
— Jesteś gotowa? — zapytał w końcu. Jego głos był miękki, niemal szeptany.
— Prawie — odpowiedziała Zeynep, nie odrywając od niego wzroku. Podeszła do toaletki i zaczęła zapinać srebrną bransoletkę na nadgarstku. Palce drżały jej z emocji, a zamek biżuterii uparcie wymykał się spod kontroli.
Halil podszedł bez słowa i delikatnie ujął jej dłoń. Spokojnym, pewnym ruchem zapiął bransoletkę, a jego palce musnęły jej skórę z taką czułością, że Zeynep aż wstrzymała oddech.
— Chciałbym, żebyś wiedziała, jak bardzo cię kocham — pomyślał Halil, spoglądając na nią z mieszaniną zachwytu i bólu.
— Tak bardzo cię kocham… ale już nie mogę. Nie po tym wszystkim — odpowiedziała sobie w myślach Zeynep, unikając jego spojrzenia.
Po krótkiej ciszy odezwała się:
— Dobrze, jestem gotowa.
Halil jeszcze przez chwilę patrzył na nią, jakby chciał zatrzymać ten obraz w pamięci na zawsze. W pewnym momencie uniósł rękę i objął jej policzek. Zeynep drgnęła zaskoczona.
— Co robisz? — zapytała cicho, cofając się o krok.
— Twoja szminka… jest lekko rozmazana — odparł. Kciukiem starł delikatnie smugę z kącika jej ust.
Przez ułamek sekundy ich twarze znajdowały się tak blisko, że jedno drgnienie mogłoby doprowadzić do pocałunku, którego żadne z nich nie odważyło się wykonać.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Rüzgarlı Tepe. Inspiracją do jego stworzenia był film Rüzgarlı Tepe 148. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.
Online movie streaming services