
Głośne okrzyki, polityczne hasła i reakcje całych sektorów sprawiły, że piątkowy wieczór stał się nie tylko sportowym pojedynkiem, ale też głośnym sygnałem ze strony kibiców. I choć na boisku walczyła jedna z najmocniejszych drużyn w Europie i reprezentacja Polski potrzebująca każdego punktu, to właśnie skandowane nazwiska i hasła polityczne przyciągnęły uwagę mediów oraz opinii publicznej.
Powitanie prezydenta Nawrockiego i mecz, który zszedł na drugi plan
Spotkanie zaczęło się dynamicznie, a Polacy przez chwilę prowadzili po akcji, która przez kilka minut dawała nadzieję na odważniejszy scenariusz. 1:0 rozgrzało trybuny, a reakcja kibiców przypomniała, że Narodowy potrafi być jednym z głośniejszych stadionów w Europie. Holendrzy jednak nie czekali długo z odpowiedzią i doprowadzili do wyrównania. 1:1 przywróciło mecz na bardziej przewidywalne tory rywalizacji.
Właśnie wtedy, w czasie gdy gra chwilowo zwolniła, oczy kibiców i kamer zwróciły się na loże VIP, gdzie obecny był prezydent Karol Nawrocki. Gdy jego sylwetka pojawiła się na telebimie, reakcja stadionu była natychmiastowa i wyraźna.
Najpierw pojedyncze głosy, potem cały sektor, aż w końcu niemal cała arena zaczęła skandować jego nazwisko. Realizatorzy transmisji kilkukrotnie wracali do ujęcia prezydenta, a sam mecz na moment wydawał się tłem dla wydarzeń na trybunach. Skandowanie trwało na tyle długo i było na tyle donośne, że widocznie wpłynęło na atmosferę spotkania. To już nie były pojedyncze okrzyki, a spójny, zdecydowany sygnał części publiczności, który całkowicie zmienił narrację tego wieczoru. Powitanie gościa VIP zamieniło się w jeden z najbardziej komentowanych wątków meczu, a fakt, że wydarzyło się to podczas oficjalnego spotkania międzynarodowego, tylko nadał całej sytuacji dodatkowego znaczenia.
Okrzyki wymierzone w premiera Donalda Tuska
Po serii skandowań w stronę prezydenta, sytuacja na trybunach zmieniła charakter. Kibice przeszli do haseł, które miały już zdecydowanie bardziej jednoznaczny, polityczny wydźwięk. W kierunku premiera Donalda Tuska padły okrzyki, które trudno zakwalifikować do kategorii zwykłego dopingu stadionowego. Wśród nich pojawiały się hasła wulgarne, a najbardziej donośne z nich — powtarzane wielokrotnie przez różne sektory — szybko stało się viralem w mediach społecznościowych. To już nie był spontaniczny gest, lecz pełnoprawna manifestacja, która wykraczała poza standardową oprawę meczową.
W międzyczasie spotkanie na boisku toczyło się dalej, choć zawodnicy i sędziowie kilkukrotnie musieli mierzyć się z dodatkowymi bodźcami dochodzącymi z trybun. W 60. minucie doszło do skandalu, który momentalnie zepsuł atmosferę meczu. Z sektora za bramką na murawę poleciało kilkanaście rac, zadymiając boisko i zmuszając sędziego do przerwania gry. Publiczność nie kryła oburzenia — gwizdy były jasnym sygnałem, że większość kibiców nie akceptuje takiego zachowania. Trudno było nie poczuć zażenowania, tym bardziej że reprezentacja rozgrywała solidny mecz, a cała sytuacja niepotrzebnie odciągnęła uwagę od sportowej rywalizacji. Organizatorzy musieli interweniować, a służby porządkowe intensywnie kontrolowały sytuację. Nie zmieniało to jednak faktu, że narracja meczu wyraźnie się przesunęła.
W tym kontekście warto podkreślić, że skandowane hasła miały charakter wyraźnie nacechowany politycznie. Dotyczyły działalności rządu oraz oceny premiera, a ich forma nie pozostawiała przestrzeni na interpretację.