
Cihan i Zeynep siedzą obok siebie na niskim murku, przed domem Feraye. Powietrze jest ciężkie, a w ciszy słychać jedynie dalekie odgłosy ulicy.
– Naprawdę cię wkurzyłem, prawda? – Cihan łamie ciszę, patrząc na nią z lekkim niepokojem.
– Tak. Byłam bardzo zła – przyznaje Zeynep, a w jej głosie wciąż drga echo wcześniejszego oburzenia.
– Bo mi się podobasz?
– Nie. Bo powiedziałeś to Egemu, a nie mnie.
– Gdybym wyznał to najpierw tobie, mielibyśmy szansę zjeść razem obiad? – w jego głosie słychać cień żartu, ale w oczach czai się powaga. – Kiedy moja matka zmarła, byłem w szoku. Nie umiałem przyjąć jej nieobecności. Nawet przy grobie nie potrafiłem płakać. Wszyscy wokół mieli łzy w oczach, tylko ja stałem jak kamień.
– A potem? – pyta cicho Zeynep. – W ogóle nie płakałeś?
– Płakałem. I to jak… – Cihan uśmiecha się smutno. – To było podczas śniadania. Jajecznica na talerzu, zapach kawy… Nagle poczułem, jak coś we mnie pęka. Jakby tama, która długo zatrzymywała ból, runęła w jednej chwili. Zrozumiałem wtedy, że życie płynie dalej, czy tego chcemy, czy nie. Że niczego nie da się zatrzymać. I tak samo jest z moimi uczuciami do ciebie, Zeynep. Są jak wiatr, który nagle przychodzi. Jak fale uderzające w brzeg. Jak ptaki, które odlatują zawsze w jednym kierunku. Naturalne, nieuniknione, spontaniczne.
Zeynep bierze głębszy oddech, jakby próbowała wypchnąć z serca ciężar jego słów.
– Cihan… ja dopiero co wyszłam z burzy – mówi powoli, z trudem utrzymując głos w ryzach. – Nie jestem gotowa na kolejny wiatr.
Podnosi się nagle z murka. Oczy ma zaszklone, ale nie pozwala łzom spłynąć. Odwraca się i odchodzi w stronę domu, zostawiając Cihana w chłodnym półcieniu podwórka.
***
Bahar stała przy krawędzi basenu, cicho szlochając. Woda w tafli drżała od delikatnego podmuchu wiatru, jakby współdzieliła jej smutek. Kuzey podszedł bez słowa, delikatnie otarł łzy z jej policzków i niespodziewanie wypalił:
— Weźmy ślub.
Bahar uniosła głowę, patrząc na niego szeroko otwartymi, zaskoczonymi oczami.
— Ale… przecież nie jestem w ciąży.
— Wiem. — Jego głos był spokojny, pewny. — Nie mówię tego, bo muszę. Mówię, bo tego pragnę. Czy… zostaniesz moją żoną?
Na twarzy Bahar pojawił się promienny uśmiech, a w jej oczach rozbłysła nadzieja.
— Tak. Zostanę twoją żoną — odpowiedziała stanowczo, niemal z uniesieniem.
Po drugiej stronie basenu stały Naciye i Cavidan. Pierwsza zamarła w bezruchu, z szeroko otwartymi oczami, a druga uśmiechała się tak, jakby właśnie spełniło się marzenie jej życia.
— Synu? — spytała ostrożnie Naciye.
Kuzey obrócił się do nich. W jego głosie zabrzmiała niezachwiana pewność:
— Bahar i ja bierzemy ślub. Już jutro.
Całe streszczenie w komentarzu.